Wieczór z piosenką – Agata Moll
27 wrzesień 2008 |
Wieczór z piosenką – Agata Moll – 27 wrzesień 2008
Zazwyczaj piszę różne recenzje natychmiast po. Jednak teraz odczekałem przezornie pewien czas i zaczynam nawijać. Przyznam, że już na starcie napotkało mnie nieszczęście, gdyż przez nieuwagę napisany tekst zniknął w czarnej dziurze mego komputera. To samo stało się z tekstem następnym i będąc już u krańca możliwości biorę się za recenzję po raz trzeci.
Na to spotkanie czekałem z pewną niecierpliwością, jakże tu nie martwić się o naszą Panią Sekretarz.
Ale moje obawy prysły natychmiast po pierwszej piosence. Agata MOLL to nasze linzowskie wielkie objawienie. Objawieniem jest przede wszystkim głos naszej „amatorki”. Usłyszeliśmy wykształcony głos, ujrzeliśmy pełną wdzięku figurę i jednym słowem powabną i pełną czaru oraz wdzięku piosenkarkę. Nadto dobrała sobie fajny repertuar, zabezpieczyła się w profesjonalne podkłady muzyczne i piosenki samych sław estrady krajowej i światowej.
Wieczór rozpoczęła staroświecka piosenka „Seksapil”. Ale tak, prawdę mówiąc, wykonana jeszcze raz, na zakończenie repertuaru, była jeszcze lepsza i mocno nas podgrzała.
Potem weszliśmy w epokę zespołu Virgin, Bajm, zachłysnęliśmy się Brathankami, aby na końcu zmoczyć oczy łzami piosenką MAŁGOŚKA. Dobrze, że nie było tu M. Rodowicz, gdyż wykonanie Agaty było lepsze. Po prostu co głos to głos.
Tak więc nie ma co mówić, mamy TALENT u nas w Linzu. Zresztą nie tylko wokalny, bo jeszcze na dodatek Agata podobno równie świetnie tańczy. Jeśli tak jest, to nic nas u niej nie zdziwi, talent jest talentem, a ponadto stosowne nauki pobierała w sławnym mieście Linz/Donau.
Życzymy jej wielu sukcesów i pełnego rozwoju talentu wokalnego. A gdyby następnym razem włączyła do tego swoje talenty taneczne / po prostu trochę więcej ruchu, markowanie rytmu, jakaś delikatna akcja mimiczna / wtedy śpiew stałby się bardziej dynamiczny.
Kończąca występ powtórka „Seksapilu” podgrzała publikę do czerwoności, gdyż na salę wypadły trzy przecudnej postawy Anielice i pląsając, dały nam czadu w rytm piosenki.
Ja, tuż po powtórnym wykonaniu „Seksapilu” / będąc w stanie ekstazy / beztrosko wypadłem na ulicę i znalazłem się tuż przed ostro mrugająca karetką pogotowia Czerwonego Krzyża… Przeleciało mi przez myśl: ki diabeł? Przyjechali po mnie? Szef jest tak perfekcyjny, że dla ochłody co bardziej rozognionych wysyła do Wagner-Jauregg? Na szczęście tym razem obyło się bez tego.
I tak skończyło się to spotkanie.
Mgr Andrzej Zipper